niedziela, 14 listopada 2010
z glowa w chmurach - ooty 12/13.11
Chyba zaponialam, ze juz 11 miesiac mamy i poprzednie psoty opatrzalam caly czas jako pazdziernik, ale nic to :). Rozpoczelismy, wiec nasze spontaniczne wakacje. Pierwsze miejsce, jak wszyscy wraz z lonley planet przekonywali, to mial byc cudowny kurorcik w gorach. W gorach rzeczywiscie byl, cudowny raczej nie. W Mysore bylismy tak zmeczeni, ze jakos nie zwracalismy juz uwagi na to, ze autobus kosztuje 3razy tyle co powinien i ze wcale nie jedzie duzo krocej niz normalny publiczny autobus. Zaplaciclismy po 250rupii za podroz do Ooty, ktora jak sie potem okazalo, byla wycieczka dla bogatych indyjskich turystow. Znaczy, ze w Indiach nawet jesli zaplacisz odpowiednio duzo, nie masz gwarancji, ze dostaniesz sie tam gdzie chcesz i kiedy chcesz. Jedyna zaleta tej wycieczki byl przejazd przez dzungle. Malpy skakaly po drzewach, a slon bral kapiel w pobliskiej rzece. Oprocz tego nic specjalnego w tej dzungli nie bylo. W samym Ooty poplywalismy rowerem wodnym po sztucznym jeziorze i to tyle atrakcji. No moze jeszcze jedna byl naprAwde pyszny obiad. W nocy pomimo mojego nowego, podobno cieplego spiwora, prawie zamarzlam. Jednak zima w Indiach potrafi byc byc naprawde zimna. Z samego rana nastepnego dnia zwinelismy sie z Ooty i byla to chyba najpiekniejsza podoz autobusem jakiej kiedykolwiek doswiadczylam. Jechalismy przez chmury i ponad chmurami. Z okna autobusu obserwowalam tylko obloczki przesuwajace sie ponizej nas. Poza pieknymi widokami mialam rowniez mdlosci widzac odleglosc dzielaca mnie od przepasci. W autobusach nie ma drzwi, wiec mialam wrazenie, ze przy gwaltowniejszym hamowaniu poprostu wylece wprost na herbaciane pola rozciagajace sie kilkaset metrow w dol.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz