Dzis rano wstalam, ubralam sie, nawet zjadlam sniadanie - czyli dzien jak codzien. A potem przyszla Matilda i powiedziala, ze w szkole jest jakas inspekcja i powinna chwile poczekac. Powoli przyzwyczajam sie do czasu w indiach i domyslilam sie, ze chwile to moze 10 minut, 10 godzin, 10 dni albo nigdy, wiec sie za bardzo nie nastawialam, ze dzisiaj moja noga przekroczy progi Golden Bells. I dobrze pomyslalam.
Jeszcze jeden problem zwiazany ze szkola dotyczy wlasciciela terenu, na ktorym sie ona znajduje. Otoz odkad zaczeli tu przyjezdzac wolontariusze, doszedl on do wniosku, ze szkola musi byc bardzo bogata skoro przyjezdza tu tyle nauczycieli z Europy i zaczal podnosic czynsz, skonczylo sie na tym ze z 6000 rupii szkola musi placic 25000 miesiecznie. Ze wzgledu na moj nieoczekiwany dzien wolny i zaciekawienie dotyczace wlasciciela zaczelysmy z Vijji rozmawiac o tym jak to z ta szkola jest.
Miesieczna oplata za szkole wynosi 70 rupii, czyli niecale 7 zl, dla starszych las wzrasta maksymalnie do 150 rupii. I tak wieszkoszosc rodzicow nie jest w stanie zaplacic. Czesc z nich rzeczywiscie nie ma srodkow. Tych wspomaga w pewien sposob rzad. Szkola moze wystoowac pismo, w ktorym prosi o dofinansowanie dla tych uczniow, rodzice musza podpisac pismo przed wyslaniem i po otrzymaniu przez szkole pieniedzy. Podpis pod pismem nie byl problem, ale kiedy przyeszedl moment, ze szkola pieniadze otrzymala i rodzice musieli sie pod tym podpisac, powiedzieli, ze nie podpisza, jezeli szkola im tych pieniedzy nie odda. W koncu to ich pieniadze!!! Reszta rodzicow spokojnie moglaby zaplacic - nawet tutaj kwota ta jest smiesznie niska - ale im sie niechce. Dlatego tez duza czesc energii idzie na egzekwowanie oplat, ktore i tak niestety nie docieraja do szkoly. To pozwolilo mi zorzumiec dlaczego nie ma tu kredek i zwyklych kartek papieru.
Od szkoly nasza dyskusja przeszla ddo ogolnych kosztow zycia. Za rownowartosci 500zl indyjska rodzina z dwojka dzieci, zyje przez miesiac na w miare norlmalnym poziom, biednie, ale nie gloduje, moga zaplacic czynsz, kupic jedzenie, potrzebne ubrania - bez szalenstw, skromnie, ale wystarczajaco. Przypadkiem kiedys sie dowiedzialam, ile kosztowalo odebranie mnie z lotniska w Chennai i przywiezienie do Chittoor (pytalam generalnie o koszty podrozy). Benzyna w ta i z powrotem i wynajecie kierowcy - tutaj nie wiedziec czemu wszyscy wynajmuja kierowce - kosztowalo razem 400 zl. Oczywiscie uprzedzalam, ze z checia pojade pociagiem lub autobusem jednak rodzina indyjska stawia sobie za honor przywiezienie mnie do domu. Teraz naprawde licze sie z kazda wydana rupia. I rozumiem, ze nawet 13 rupii (okolo 1zl) wydane na kredki dla dziecka moze byc wydatkiem zbednym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz