piątek, 29 października 2010

znikajace dni - 28.10

Dzisiaj wieczorem siedzialysmy sobie z Vijji na tarasie, a dokladnie na dachu, ja pograzona w myslach co powinnam zrobic przez kolejne dwa dni z moimi dzieciaczkami i Vijji probujaca odciagnac mnie od szkolnych mysli. Kiedy zaczelam jej tlumaczyc, ze musze wymyslic zajecia jeszcze na dwa dni byle tylko przetrwac do konca tygodnia, Vijji powiedziala, ze zostal mi juz tylko jeden dzien. Ja na to, ze niemozliwe, bo przeciez dzis jest sroda, a ona, ze dzis czwartek. Spojrzalam do komputera i byl czwartek, na facebooku czwartek, na skypie czwartek. Albo caly swiat probuje mnie oszukac albo rzeczywiscie jest czwartek, a nie jak mi sie wydawalo piatek. tymniejmniej nadal nie jestem w stanie dojsc do tego, gdzie mi sie zgubil jeden dzien. liczac od wycieczki do Chennai powinien byc to trzeci, a nie czwarty dzien w szkole.

Walcze, staram sie trzyamc dzielnie, ale mam wrazenie, ze pewnych rzeczy przeskoczyc sie nie da. Z dyscyplina podczas zajec jest ciut lepiej, ale nadal mam pewnego kaca moralnego (o innym nie ma mowy ze wzgledu na ceny alkoholu i bark towarzystwa - Joe czekam na Ciebie) ze tak duzo chcialabym zrobic, a w rzeczywistosci tak niewiele moge. Najwiekszy problem jest zwiazany z nauczycielami to od nich powinno sie zaczac zmienianie szkoly, kolejni sa rodzice. Staram sie wprowadzic przynajmniej w mlodszych klasach troche luzu. Kiedy poprosilam dzieciaki o wziecie udzialu w zabawie z pilka zaraz przyleciala nauczycielka i zaczela rozporzadzc po swojemu. Chcialam, aby dzieciki swobodnie rzucaly pilke do innych dzieci mowiac przy tym alfabet - nie udalo sie - Pani nauczycielka zarzadzila swoja kolejnosc i tyle z zabawy zostalo.

Ale to wcale niewielki problem. Dzieci z przedszkola czyli 3 i 4 latki siedza w szkole od 9 do 16. Z jedna przerwa 45 minutowa miedzy 12.30 a 13.15 podczas, ktorej jedza lunch, a potem siedza w klasach, bo nauczycielom nawet nie chce sie wyjsc z nimi na dwor, bo wtedy trzeba ich pilniowac, zeby nie rzucaly kamieniami (nie wiem czy jest to az tak wielki problem, bo ja nigdy nie widzialam zadnego dziecka rzucajacego czymkolwiek). Miedzy jedna lekcja a druga (kazda trwa 40 minut) maja 5 minut przerwy na toalete (jak ich nauczyciel wypusci). Plan dnia indyjskiego przedszkolaka wyglada mnie wiecej tak:
9 - 9.30 - modlitwa
9.30 - 10.10 - angielski
10.15 - 11 - telugu (dzieciaki ucze sie w szkole trzech jezykow - angielski, telugu - jezyk stanu w ktrym mieszkaaja - i hindi, klasa 10 - ostatni rocznik - ma jeszcze sanskrypt, czyli cos jak nasz lacina nikt tego nie uzywa do niczego, ale oni musza sie nauczyc tego na pamiec)
11.05 - 11.50 - hindi
11.50 - 12.30 - angielski
12.30 - 13.15 - lunch
13.15 - 14 - wiedza ogolna
14 - 15 - matematyka
15 - 16 - jezyk albo jakis inny przedmiot
Oczywiscie przedmioty te wystepuja w roznej konfiguracji, ale jak zdazyliscie zauwazyc nie ma tu czasu nawte na WF, nie wspomne o jakichs grach lub zwyklej przerwie na swobodna zabawe. Z tego co udalo mi sie wypatrzyc maluch - 3 latki - maja zajecia, ktore nazywaja sie GRY. Jak pamietac lekcje polegaja glownie na powtarzaniu i staniu w miejscu, wiec mozecie sobie wyobrazic jakich wyglada 3latek po 7 godzinach w szkole.

Ze straszymi dzieciakami jest jeszcze ciekawiej 11 i 12 latki siedza od 9 do 18, a starsze roczniki od 7 rano do 20. Nie musze chyba dodawac, ze lekcje trwaja caly czas. A kiedy robi sie ciemno, w klasach nie ma pradu, a tym samym swiatla, wszyscy wychodza na dwor i siedza od okolo 16 do 20 na ziemi i czytaja, powtarzaja, konsultuja, studiuja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz