Cos mam wrazenie, ze pomylilam sie z dniami. W Chennai bylam w niedziele, a dzis jest poniedzialek. Poniewaz wyszycy bezdyskusyjnie i oczywiscie bez konsltacji ze mna stweirdzili, ze po calodzniowej wycieczece do wielkiego miasta na pewno jestem starsznie zmeczona i definitywnie nie powinnam isc do szkoly (wolna wola to chyba jedyne czego mi brakuje w Indiach :)), bo nie mam na to zupelnie sily mialam dzis przymusowego offa ... a przy tym ogromne checi na opisanie wycieczki do Chennai. jednak los a doklanied transformator chcial inaczej. Do przerw w dostawach pradu juz sie przyzwyczailam i jakos nie sprawia mi to wiekszego problemu - rzad co jakis czas wylacza pradu w celach oszczednosciowych. Dzis mialam jednak dodatkowo pradowa atrakcje - wybuchl transoformator. Atrakcje prawie jak fajerwerki w Nowy Rok. Mialam ogromne nadzieje, ze moze nie bedzie pradu przez dluzszy czas i posiedzimy przy swieczkach. niestety hindusi szybko sie ograneli i naprawili transformator tak, ze po godzinie nie bylo sladu po awarii.
Transforamtory wiec moga byc, ale problemy z modemem sa ponad moje sily. Po raz kolejny komputer sie zbuntowal i postanowil nie dostarczac nam internetu. Wiec znowu nadrabiam zaleglosci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz