Do Delhi dotarlam okolo 10, wiec nawet udalo mi sie wyspac. Wychodzi na to, ze jazda sleeperem nie jest nawet taka najgorsza. Po wyjsciu z dowrca oczywiscie zaczelo sie codzinenne nagabywanie "riksza madame, very cheap". Te bardzo tanie riksze i taksowki proponowano mi za 660 rupii, czyli jakies 50 zl wcale. wiec takie tanie nie byly. Ostatecznie wsiadlam do tuktuka i facet wlaczyl licznik - za kurs zaplacilam 80 rupii :).
Po niewielkich trudnosciach dotarlam do hotelu, w ktorym zatrzymaly sie mojenowe towarzyszki niedoli. Jak zobaczylam pokoj to sie troche przerazilam, wszystko pordzewile, brudne i w ogole straszne, ale Katie powiedziala,ze nie ma potwierdzila drugia Angielka, a to przeciez jest najwazniejsze. Zreszta jak wywalilam na lozko i polke pol mojego plecaka to i pokoj jakiegos bardziej ludzkiego oblicza nabral. Poza tym nocleg kosztuje tylko 300 rupii co przesadzilo sprawe. Wczoaj dokladnie wypytalam Katie jak dotrzec do tej najwazniejszej Delhijskiej swiatyni - centrum handlowego - wiec po szybkim prysznicu pobiegalma do metra.
W ramach oszczednosci na rikszach postanowilam sie zaoptrzyc w trzydbniowy bilet, co okazalo sie nieglupim pomyslem, bo jak goraco staje sie juz niemozliwe do zniesienia wsiadam do metra, gdzie mozna sie nieco schlodzic.
Po pierwszej przejazdzce metrem dotarlam do miejsca, ktore podejrzewalam o bycie centrum handlowym. Jednak po wieczornej rozmowie z Lyndsey - druga Angielka - okazalo sie (na szczescie), ze w Delhi istnieje cos co jeszcze bardziej wyglada jak prawdziwa europejska Galeria Handlowa. Miejsce, do ktorego dotralm mialo tylko McDonalda, Pizza Hut, Reeboka, kino i kawiarnie. Kaiwranie z prawdziwa kawa, bo tu w Indiach pija tylko jakies straszne siki. Kawiarnia wygladal zupelnie jak Coffee Heaven, z podobnym asortymentem. Zamowilam, wiec late i kawalek ciasta i rozkoszowalam sie choc przez chwile Europa. Jeszcze wieksze zaskoczeie wywolala we mnie lazienka - w srodku byl papier toaletowy!!! A musicie wiedziec, ze to luksus. Hindusi w celach higienicznych uzywaja tylko wody, a rolka papieru kosztuje 50 rupii - czyli okolo 4 zl.
Wracajac pospacerowalam po parku i w okolicach miejsca, gdzie odbywa sie festiwal zwiazany z Commonwelath Games - tradycyjne tance, jedzenie, wyroby ze wszystkich storn Indii. A wszystko w towarzystwie jakiegos doktora z Bombaju. Do hotelu wrocilam niezbyt pozno, zeby zlapac jeszcze Lyndsey, ktorej nie udlo mi sie spotkac rano. Zamiast niej spotkalam Holendra, ktory dopiero co przyjechal z lotniska i mial milion pytan o Indie. Pierwszy raz poczulam sie jak doswiadczony indyjski podroznik :).
Jutro Delhi czesc druga, no i w koncu moje wymarzone zakupy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz