czwartek, 28 października 2010

praca na pelen etat - 26.10

Pierwszy prawdziwy dzien na pelen etat mam za soba. Od razu pospiesze, wiec z usprawiedliwieniem indyjskich nauczycieli, na ktorych tak starsznie narzekalam. Po 5 pelnych (nie lekcyjnych) godzinach skakania i biegania z dziciakami juz rozumiem dlaczego normalni nauczyciele tego nie robia codzien i caly czas. Dobrze, tak wlasciwie zrozumialam to juz po 3 godzinach, choc dzisiejszy dzien do najgoretszych nie nalezal, w lato pewnie nawet 10 minut mojej lekcji byloby nie do wytrzmania. Dobrze, ze mnie nie karmia,bo to mogloby byc juz nie do wytrzymania. W domu nie jestem w stanie wytlumaczyc, ze nie dam rady zjesc kilograma ryzu, popic to 2 litrami mleka i zagryzc polowkakurczaka. Ale walcze i mam wrazenie, ze Vijji coraz bardziej daje sie przekonac do tego, ze jednak indyjskie poracje, glownie przez panujace tu temperatury nie sa dla mnie.

W szkole czuje sie troche jak zoo. Kazdy chce mnie dotknac, zapytac o imie - chociaz pytali o to juz 20 razy, zapytac jak sie czuje, skad jestem, czy wszystko w porzadku i wiele innych waznych niecierpiacych zwloki pytan.

Z wielka cierpliowscia odpowiadam, wiec poraz 21, ze mam na imie Kamila - oczywiscie o angielsku. Zauwazam jednak juz u siebie objawy braku kontaktu z jezykiem polskim. Po pierwsze pierwszy raz w zyciu mam klopoty z polska ortografia. Po drugie piszac na tym blogu czasem musze sie powaznie zastanowic jak to sie mowi po polsku. A po trzecie... Posluchajcie...
Sidzialysmy sobie z Vijji na dworcu autobusowym w Chennai, poniewaz jak to w Indiach nikt nie mial pojecia skad odjezdza nasz autobus, a juz tym bardziej, o ktorej mogloby sie o zdarzyc Vijji od czasu do czasu, gdzies biegla (napisy na autobusach, pomimo, ze chennai jest stolica stanu byly w hindii albo innym dzikim jezyku, ktrego ni w zab nie rozumiem). Kiedy wrocila z kolejnego zwiadu, chciala sie ze mna podzielic wiesciami, a ze na dworcu jak to na dworcu glosno bylo odkrzyknelam jej "slucham" - po polsku. Potem wybralam sie do lazienki - w autobusach toalet nie ma :). Weszlam do srodka i moim oczom ukazal sie niecodzienny widok. W lazience jak to w lazience znajduja sie kabiny i jak kazdy cywilizowany czlowiek mozna tam wejsc i zalatwic swoje potrzeby. Nawet kolejka nie byla duza - doslownie kilka osob, a kabin okolo 15. Weszlam wiec do lazienki i widze kobiety podciagajace do groy sarii i sikajace na srodku toalety przy umywalkach (byla jeszcze inna rzecz, ktora mnie zastanowila, aby przygotowac sie do sikania tylko podwijaly sarii - nie zdejmowaly majtek, na straganach i w sklepach widzialam majtki wnioskuje wiec ze ludzie w Indiach je nosza; nie wiem wiec czy te kobiety ich po prostu nie zalozyly czy tez zalatwily swoje potrzeby nie zdjemujac ich). Pierwsze co zrobilam podwinelam spodnie tak wysoko jak sie dalo i mialam juz w nosie czy widac kostki czy nie (nie powinno byc) zalowalam tylko, ze nie potrafie fruwac.

Dzieciaki coraz bardziej przyzwyczajaja sie do mnie. Powoli zaczynaja rowniez rozumiec co to zanczy stanac w kolku. Nie znaczy to wcale, ze w nim staja, ale rozumieja, co uwazam za moj wielki pedagogiczny sukces. Mam zajecia ze wszystkimi poczynajac od pprzedszkola poprzez 1 i 2 klase, a dzisiaj nawet wzielam 6 klasisitow. Jednak starsze dziaciaki to nie jest moja dzialka. Chociaz rozumiemy sie zdecydowanie lepiej niz z maluchami to i tak wole moje male rozwrzeszczane kajtki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz