I nadszedl ostatni dzien pierwszej czesci mojej wielkiej indyjskiej przygody. Dzisiaj pakuje caly moj smietnik, ktory udalo mi sie do tej pory zgromadzic i udaje sie na lotnisko, aby tam przeczekac ostatnia noc na delhijksiej ziemi.
Ostatniego dnia troche pojezdzilam metrem, aby porozkoszowac sie odrobina cywilizacji, troche pochodzilam, zjadlam lasgne i powoli zegnalam sie z moim trzydniowym powrotem do zycia Europejki.
Jeszcze troche o Delhi o tym co mnie zaskoczylo, zauroczyc raczej nic mnie nie zauroczylo, wiec o tym pisac nie bede.
(Wlasnie sobie uswiadomilam, ze musze pisac bardziej regularnie, bo po kilku dniach nieobecnosci nie wiem o czym pisalam, a o czym nie.)
Tego chyba jeszcze nie bylo - w metrze w Delhi sa wyznaczone miejsca dla kobiet - dokladnie jest to caly wagon. Po pierwsze nie ma tam tloku, po drugie nie jest sie oblepianym przez roznych dziwnych ludzi plci meskiej. Raz nieopatrznie wskoczylam do ogolnego wagonu - nigdy wiecej. Wlasnie, niesamowite jest tez to, ze na caly pociag jest tylko jeden damski wagon i nigdy nie jest on pelny. Zastanawiam sie w jaki sposob przemieszczaja sie hinduskie kobiety. A moze w ogole nie wychodza z domow? Przed wyjazdem Majkel ostrzegal mnie przed pociagami i tym, ze z pewnoscia bede musiala jezdzic na dachu. Na szczescie w pociagach nie jest zle, natomiast metro... Od dzisiaj nie narzekam na warszawska komunikacje miejska. Nie narzekam tez na stare baby, ktore rzucaja torebki przezpol autobusu. Tutaj ludzie prawie zabijaja sie o miejsce. Powinni ustanowic nowa dyscypline olimpijska w zajmowaniu wolnych miejsc - tutejsze kobiety mialyby zloto w kieszeni. Druga rzecz - wejscie do metra. Od dzisiaj zadne babcie stojace w przejsciu nie sa mi straszne. A moje lokcie - coz cale sa posiniaczone od przepychania sie do wyjscia.
Wieczorem dotarlam na lotnisko - mowiac szczerze terminal, z ktorego wylatuja samoloty latajace wewnatrz Indii byl najbardziej luksusowym zakwaterowaniem w Idniach jakie do tej pory mialam. Na miejscu juz poznalam dwoch Amerykanow, z ktorymi spedzialm bardzo mila noc. Dostac sie na lotnisko jest jeszcze trudniej niz do metra. Juz przy samym wejsciu stoja straznicy i byle kogo nie wpuszczaja. Po przyjsciu na lotnisko kazali mi czekac w miejscu gdzie sie kupuje bilety przez 2 godziny, bo wpuszczaja dopiero po polnocy, potem jeszcze jedna godzinka aby sie odprawic - tak wlasciwie nie wiem czemu musialam czekac, bo pan odprawiacz siedzial i nic nie robil, ale Indie nauczyly mnie nie zadawania pytan i nie dziwienia sie niczemu, wiec niniejszym sie nie dziwie. Po odprawie znalazlam sobie bardzo wygodna laweczke, na ktorej spedzilam reszte nocy.
A rano - prawdziwa kawa i czekoladowy muffin:). Zegnaj Europo witaj Chittoor.
Poniewaz dochodza mnie sluchy na fejsie, ze nie wszyscy wiedza co robie w Indiach dla zainteresowanych wyjasniam:
Jak wiecie albo nie wiecie w wakacje pracowalam w Amsterdamie. Rodzinka, u ktorej pracowalam miala mnie tak dosyc, ze w ramach premii postanowila wyslac mnie na drugi koniec swiata. Tak wiec wyposazona w bilety i pieniadze, ktorymi moglam oplacic moj pobyt w Indiach wskoczylam do samolotu i oto jestem. Pierwsze 10 dni spedzialm podrozujac po polnocnych Indiach, a od czwartku jestem w Chittoor - na poludniu - gdzie bede pracowac jako nauczycielka w tutejszej szkole. Dla zainteresowanych - wracam na Boze Narodzenie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz