Jak to perwszego dnia bywa pelno bylo niespodzianek. Tak wiele, ze nie wiem od czego zaczac.
Zacznijmy, wiec od szkoly. Napisalam Wam, ze koniecznie musze pojsc do szkoly, zeby zobaczyc jak to wyglada, czego moge uzyc, z czego skorzystac. No wiec poszlam i sie dowiedzialam - z niczego. Szkola to dlugi hangar kryty balcha falista ze scianami pomiedzy, ktore wyznaczaja klasy. Zamieszcze jakies zdjecia, zebyscie mogli miec jakies pojecie. W klasach nie ma pradu co oznacza, ze nie ma tez swiatla o rzeczach takich jak magnetofon nie wspominam. Klasy sa bardzo ciemne - jedyne swiatlo daja okna, ktore nie specjalnie duze. Szkola znajduje sie pomiedzy drzewami, co jeszcze bardziej odbiera swiatlo uczniom. Na scianach nic nie ma. moje pierwsze wrazenie - tu jest jak w wiezieniu., Zero kolorow, tylko szarosc no i ten wszechogarniajacy syf. Choc trzeba przyznac, ze teren na ktorym stoi szkolny budeynek jest naprawde piekny. Dzieci w wiekszosci maja ksiazki - jednak nie wszystkie. Pisza na malych tablicach kreda, maja tez swoje zeszyty jednak ich zawartosc jest nieco przerazajaca. Oczywiscie rzeczy takie jak kredki i flamastry nie sa dostepne, wiec pierwsza rzecz jaka zrobilam po szkole byly zakupy w sklepie papierniczym. Tutaj wszystko kosztuje smiesznie malo, jednak ludzie i tak nie moga sobie na to pozwolic. Za 1zl kupilam kredki, a 1,5zl zaplacilam za flamastry. Przypomne jeszcze, ze Golden Bells to szkola prywatna, za ktora rodzice placa (albo i nie jak sie dowiedzialam). Dlatego tez moja ogromna i serdeczna prosba do czytaczy mojego bloga - jezeli macie jakiekolwiek zbedne srodki na koncie mozecie pomoc. Za 10zl moge kupic dzieciakom 10 opakowan kredek. Myslalam o zorganizowaniu jakiejs zbiorki rzeczy, ale koszty przesylki z polski do Indii sa potwornie wysokie, a tu jak widzicie ceny tych produktow smiesznie niskie. Oczywiscie dla wszystkich zainteresowanych beda rachunki, zeby ktos nie powiedzial, ze pieniadze przepilam :). Jezeli w jakikolwiek sposob mozecie wesprzec dzieciaki beda wdzieczne.
Kolejna rzecz jest zwiazana z edukacja. Podobnie jak w Polsce szkoly maja wytyczne i program, ktory maja realizowac. Vidya wpadla , wiec na pomysl, zebym objelam prowadzenie lekcji angielskiego dla klas od 6 do 10 (system wiekowo mniej wiecej wyglada tak jak w Polsce). troche mnie to przerazilo, bo pomijajac juz nawet moj brak doswiadczenia w pracy z mlodzieza, moje kwalifikacje jezykowe nie sa wystarczajace. Troche przerazona wrocilam do domu z sylabusami. Na szczescie Vijji - siostra Vidyi, z ktora mieszkam - szybko zareagowala i udalo nam sie dojs do porozumienia, ze zostane w przedszkolu. Troche wbrew moim oczekiwaniom, ale i ku mojej wielkiej uciesze, bede pracowac jako normalny nauczyciel jezyka angielskiego w przedszkolu. Jedyna roznica jest taka, ze dla dzieciakow angieslski jest pierwszym jezykiem, anie drugim jak w polskich szkolach, wiec bedzie to dla mnie male wyzwanie, ale sadze, ze podolam. Jutro ide poobserwowac nauczycielki, a od czwartku chce zaczac sama.
Dzien nie szczedzil mi kolejnych niespodzianek. Moje mieszkanie znajduje sie na gorze i dziele je z Vijji. Na dole mieszkaja natomiat Joseph i Matilda ze swoimi dzieciakami. Jakos tak wyszlo, ze na chwile weszlam do ich mieszkania i Vijji zaczela mniepo nim oprowadzac. Poprosilam ja, zeby mi pokazala pokoj chlopcow - dzieciakow - gdyz to mnie najbardziej interesowalo. Otoz dzieci w Indiach spia ze swoimi rodzicami. Chlopcy maja 9 i 10 lat i spia nie tylko w jednym pokoju, ale i w jednym lozku z mama i tata. Zapytalam wiec jak dlugo to moze trwac. Dopoki sie nie ozenie/wyjda za maz. po pewnym czasie po prostu ojciec wyprowadza sie z sypialni, a dzieci pozostaja z matka. Z szokujacych rzeczy w Indiach ta chyba zszokowala mnie najbardziej. Dzieje sie tak zarowno w duzych miastach, na wsiach i w miasteczkach. W domach malych i duzych.
ten kraj chyba nigdy nie przestanie mnie zaskakiwac :).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz